fbpx

Ciało w rozterce

Ciągłe podglądanie i krytykowanie go stało się naszym nałogiem. Nie potrafimy mówić, że jest atrakcyjne, lekkie, proporcjonalne. Buntujemy się przeciwko jego desperackim próbom bronienia prawa do naturalności. 

Za doprowadzenie do cielesnego nadbagażu dobrowolnie poddajemy się psychicznemu wymiarowi sprawiedliwości. Ba, rezygnujemy nawet z prawa do adwokata, osłabiając szanse obrony. Kilka dodatkowych kilogramów i fałdek prowokuje okrutne wyroki: „bezkształtna”, „gorsza”, „nijaka”. Same zamykamy się w ciasnej celi „nieatrakcyjności”, katujemy restrykcyjnymi dietami, a brak efektów pogłębia naszą frustrację. Tracimy nadzieję na ucieczkę z zaklętego kręgu własnych ambicji i dążenia do perfekcji. Pokiereszowane, osłabione ciało proponuje wtedy spotkanie ostatniej szansy. Liczy, że jest jeszcze nadzieja na uratowanie wspólnych relacji. A w proces mediacji angażuje umysł, który ma mu pomóc wyciszyć nasze negatywne emocje, blokujące przepływ energii i osłabiające motywację do konstruktywnych działań.

Konsekwencje wstydu
Jest coś zadziwiającego w ciągłej potrzebie udoskonalania ciała. Zazwyczaj nasze wymagania wobec niego przekraczają fizjologiczne możliwości organizmu. Wydaje nam się, że skoro jesteśmy jego właścicielkami, powinno nas słuchać, godnie reprezentować i spełniać pokładane w nim nadzieje. Żyjemy przecież w czasach gloryfikowania jego znaczenia, przypisywania mu spektakularnych sukcesów, a jednocześnie czynienia go odpowiedzialnym za nasze porażki. Nie tylko w sferze prywatnej, ale także zawodowej.
Mowa oraz wygląd ciała stały się dzisiaj kodem rozszyfrowującym tajniki osobowości. Boimy się, a być może bardziej – wstydzimy, kiedy ciało odbiega od idealnego wzorca. Wpadamy wówczas w szaleńczy trans poddawania go intensywnym treningom i zmieniającym się jak w kalejdoskopie kuracjom odchudzającym. Stajemy się zakładniczkami kalorii, a rozregulowana waga wyznacza fałszywy rytm naszym nastrojom. Zubożamy rolę kapitału wewnętrznego na korzyść ulotnego wizerunku zewnętrznego. Ulegamy społecznemu przyzwoleniu i wtulamy się naiwnie w ramiona groźnego tyrana – kultowego już rozmiaru 38. Jeśli jednak w odpowiednim momencie dostrzeżemy widmo nadciągającego kryzysu, mamy szansę wyrwać się ze szponów tego toksycznego partnera i skutecznie osłabić jego wpływy.
Jak tego dokonać? Trzeba wyzwolić w sobie potrzebę zaprzyjaźnienia się ze swoją fizycznością. Obranie takiej taktyki dopuści do głosu tęsknotę za niekontrolowaną rozkoszą bycia kobietą i pragnienie zachwycenia się choćby drobną cząstką siebie. Hans Selye, lekarz, specjalista w dziedzinie stresu, przekonywał, że najlepszym sposobem na wyeliminowanie sił destrukcyjnie wpływających na nasz organizm jest świadome, długofalowe przestrojenie się, to znaczy „wybór miłości w miejsce nienawiści”.

Proste pytanie
Jeśli my same nie wierzymy we własną atrakcyjność, negujemy atrybuty swojej fizyczności, to dlaczego ktoś inny miałby je dostrzec i zachwycić się nimi? Konfrontacja ze skłonnością do zaniżania własnej wartości powinna być najwyżej punktowaną akcją w indeksie zysków osobistych. Choć ten proces nigdy nie przebiega bezboleśnie i zawsze przybiera formę bojowego dialogu wewnętrznego, każda z nas powinna nadać mu rangę priorytetowego wyzwania. Sprawdźmy więc, czy w ogóle jesteśmy w stanie przytoczyć jakieś konkretne argumenty, które usprawiedliwiłyby tę naszą permanentną niepewność?
Specjaliści twierdzą, że w momencie, w którym tracimy pewność, zaczynamy się gubić, pozbawiać swoje działania logiki. Oddalamy się od źródeł pozytywnej energii. Słynna aktorka Sophie Marceau powiedziała w jednym z wywiadów: „Nigdy nie zamieniłabym swojego ciała na inne, nawet piękniejsze. Nasze ciało i umysł stanowią jedność, nie mamy prawa nimi manipulować. Musimy mieć świadomość ich możliwości i ograniczeń”. Gdyby każda z nas potraktowała jej słowa jako manifest, stworzyłybyśmy piękną grupę wsparcia.

Przekieruj umysł
W starym indyjskim przysłowiu kryją się interesujące spostrzeżenia : „Chcesz wiedzieć, jakie były twoje myśli wczoraj? Spójrz na swoje ciało dzisiaj. Chcesz wiedzieć, jakie będzie twoje ciało jutro? Spójrz na swoje myśli dzisiaj”. To chyba odpowiednia motywacja, by odważyć się przekierować umysł na inne tory. Nie ustawiać przed nim szlabanu z napisem: „Optymizm zakazany”, tylko pomóc mu rozpędzić pociąg w stronę miłości do siebie. Po to, by komfortowo i harmonijnie funkcjonować we własnym ciele, nawet jeśli wymaga ono minimalnej korekty. Z taką uzdrowioną świadomością odkryjemy któregoś dnia, że w naszych opisach siebie robimy coraz mniej błędów i można je raczej złożyć na karb roztargnienia, a nie braku akceptacji.   

---------------------------------------------------

Psycholog zdrowia-Lidia Szeworska:
Pokłady akceptacji wyzwalają w nas ludzie mający pozytywny wpływ na sferę naszych myśli. Ofiarowujący nam kapitał, który w dorosłym życiu zaktywizuje chęci do budowania solidnego mostu. Mostu, po którym będziemy mogły bezpiecznie zmierzać ku harmonii ciała, umysłu i oddechu. Ta tylko pozornie prosta zależność, może zdziałać cuda. Spokojny, zrównoważony umysł przekazuje swój stan ciału, a wtedy mamy do czynienia ze zintegrowaną skalą ich wzajemnych oddziaływań. Przestajemy się szamotać we własnym ciele, bo wiemy, że nie sposób od niego uciec. Lepiej szybko otworzyć drzwi i wypchnąć brutalnie demona, który przedłużył swój pobyt w naszym wnętrzu. Niech wreszcie przestanie nas podjudzać do przeprowadzania niebezpiecznych eksperymentów na ciele: źle skomponowanych diet, nieodpowiedniej aktywności fizycznej itp. Zawsze namawiam swoje pacjentki, żeby nie skazywały się na samotną walkę z tymi problemami. Warto uczyć się je nazywać i analizować w kontekście psychologii zdrowia.

 

Małgorzata Pisula

źrodło: Magazyn Boutique

 

PARTNERZY SPAEDEN.PL I NAJLEPSZYCH SPA

Społeczność

reklama
NASZE WYDAWNICTWA

Perfect SPA Awards

Partnerzy Gali Perfect SPA

reklama
© 2021 Spaeden All Rights Reserved.Design & Development by Conor