Zbyt pochopnie oceniamy, że cierpimy na depresję jak tylko zaczniemy odczuwać obniżenie nastroju – twierdzi prof. Tadeusz Parnowski z warszawskiego Instytutu Psychiatrii i Neurologii.
Wprawdzie na depresję choruje wiele osób i u połowy z nich zostaje ona rozpoznana późno lub wcale, to jednak przemijającego obniżenia nastroju nie można jeszcze uznać za chorobę. „Wiele osób jest wyczerpanych i przemęczonych, ale nie cierpi na depresję. Niektóre z nich zażywają nawet przepisane na receptę leki przeciwdepresyjne, które przynoszą ulgę, ale nie rozwiązują nurtujących tych ludzi problemów” – podkreśla dr Agnieszka Szaniawska-Bartnicka z Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. „O depresji może mówić dopiero wtedy, kiedy obniżenie nastroju utrzymuje się co najmniej dwa tygodnie. Oprócz tego muszą występować takie dolegliwości, jak brak napędu psychoruchowego, niepokój i napady lęku, zaburzenia snu oraz objawy somatyczne, na przykład kołatanie serca, brak tchu i silne zmęczenie. Ważnym objawem jest również apatia i anhedonia, gdy nic już nie sprawie nam przyjemności i nie ma żadnej motywacji do pracy ani codziennych czynności” – zwraca uwagę prof. Parnowski.
Na depresję cierpi 1,5 mln Polaków, czyli 15 proc. społeczeństwa – wynika z raportu Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie. Aż 80 proc. z nich to osoby w wieku 30-59 lat.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl