Gelotologia, czyli terapia śmiechem, podobnie jak sama joga śmiechu mają coraz więcej zwolenników. Nic dziwnego, wszak nawet dziecko wie, że „śmiech to zdrowie”.
Tekst: Sylwia Zagórska
ŚMIECH TO ZDROWIE
Wakacje za nami, lato również się skończyło, a za oknami coraz chłodniej. W programach radiowych i telewizyjnych na okrągło słychać o syndromie napięcia powakacyjnego oraz braku chęci, energii i zaangażowania w pracy. Ponoć dopada to niemal wszystkich pracowników – tak przynajmniej twierdzą pracodawcy. Nawet jakby człowiek zupełnie nie miał ochoty wpadać w lekką, powakacyjną chandrę, okoliczności go do tego zmuszają. Jak sobie z tym poradzić? Odpowiedzią jest śmiech. Im więcej, tym lepiej. Ale nie szyderczy – ten bowiem nie ma żadnych terapeutycznych właściwości. Tylko dobry, radosny śmiech poprawia kondycję oraz pomaga odreagować wszystkie stresy i frustracje.
ŚMIECH DZIECKA
Dziecko śmieje się około 400 razy dziennie, dorosły człowiek już tylko kilka! Czy różnica ta wynika wyłącznie z wieku, negatywnych doświadczeń i zmęczenia życiem? Dziecko śmieje się instynktownie i najczęściej fizjologicznie. Nie potrzebuje konkretnego powodu, żeby wpaść w dobry humor. Wystarczy zabawa. My, dorośli zostaliśmy przez lata nauczeni, że śmiech jest reakcją na pojawiającą się sytuację. Potrzebujemy pretekstu, żeby się uśmiechnąć – słuchamy żartu, oglądamy komedię, przetwarzamy wszystko w naszych umysłach i decydujemy, czy się zaśmiać. Nie potrafimy śmiać się bezwarunkowo. Niektórzy potrzebują nawet używek, bo bez nich nie potrafią się rozluźnić.
Dr Madan Kataria, indyjski lekarz i twórca jogi śmiechu powtarza: Słońce nie potrzebuje powodu by świecić, woda nie potrzebuje powodu by płynąć, dziecko nie potrzebuje powodu by się uśmiechać, dlaczego nam potrzebny jest powód, by się śmiać? A śmiać należy się jak najczęściej i jak najdłużej. Badania naukowe dowodzą, że jedna minuta zdrowego, głośnego śmiechu zastępuje trzy kwadranse relaksu i przedłuża życie o dziesięć minut. A 10 minut nieprzerwanego śmiechu odpowiada półgodzinnej pracy na rowerze treningowym.
TERAPIA ŚMIECHEM
Terpię śmiechem na przełomie lat 60. i 70. ubiegłego wieku zastosował Amerykanin, Norman Cousins, cierpiący na zapalenie zesztywniające stawów kręgosłupa (choroba Bechterewa). Redaktor czasopisma "The Saturday Review", kiedy zawiodły wszystkie kuracje medyczne, a lekarze dawali mu 1 szansę na 500 na przeżycie, postanowił wyleczyć się sam... śmiechem. Na jego terapię składały się: filmy komediowe, humorystyczne książki, wizyty przyjaciół, którzy mieli go zabawiać i rozśmieszać. Efekty były zaskakujące – wyzdrowiał! Swoje przeżycia opisał w wydanej w 1979 roku książce „Anatomia choroby”.
Kiedy w latach 60. amerykański doktor Hunter Campbell Adams, nazywany Patchem Adamsem, rozśmieszał dzieci, chodząc w białym fartuchu z przyczepionym nosem clowna, środowisko medyczne było zbulwersowane. Wszak lekarz powinien leczyć, a nie wygłupiać się. Dziś już nikt nie neguje skuteczności terapii humorem i gelotologia (od greckiego słowa gelos – śmiech) jest popularną formą alternatywnej medycyny. Bywa stosowana w szpitalach i hospicjach, wspomagająco u chorych na raka, cukrzycę i AIDS. Posługuą się nią specjaliści leczący depresje. Terapeuci od śmiechu pomagają też ofiarom klęsk żywiołowych, katastrof i wypadków. Amerykanie śmiechoterapię wprowadzili nawet do firm. Okazało się, że pracownicy są wtedy mniej zestresowani, odważniejsi w podejmowaniu decyzji, bardziej pewni siebie i swoich możliwości, a także silniej związani z miejscem pracy. U nas ideę Patcha Adamsa realizuje istniejąca od 1999 roku Fundacja „Dr Clown” prowadząca terapię śmiechem w szpitalach dziecięcych i posiadająca kilkanaście oddziałów w całym kraju. W Internecie można zaś znaleźć coraz liczniejsze oferty kilkudniowych warsztatów śmiechowych dla firm.
DOBRY I ZŁY ŚMIECH
Fachowcy od leczenia śmiechem wyróżniają jego kolejne fazy i określają ich znaczenie terapeutyczne. Nawet nikły uśmiech płynący z głębi duszy wypełnia nas radosnym spokojem i rodzi gotowość do przeżywania większej wesołości. Chichot, jeśli nie jest złośliwy, bywa łącznikiem uśmiechu z bezgłośnym „wewnętrznym” śmiechem, który może przerodzić się w śmiech głośny, tak „na całe gardło”. Ten z kolei zmienia się w śmiech cichszy, zdławiony, ale wprawiający w silne wstrząsy ciało i umysł, a czasami nawet doprowadzający do łez. Dopiero ten pełny śmiech, przechodzący przez wszystkie fazy, angażuje całe ciało i psychikę człowieka, dokonując przy tym istotnych dla zdrowia przemian.
Nie każdy rodzaj śmiechu posiada moc leczniczą, a niektóre powody do wesołości są wręcz szkodliwe. Należą do nich złośliwe dowcipy, których celem jest ośmieszenie i upokorzenie przeciwnika w dyskusji, czy pokrywanie śmiechem wstydu i zażenowania. I chociaż mimowolne reakcje ciała są podobne, to taka wesołość jest fałszywa i nie uzdrawia.
ŚMIECHU WARTE
Cudzy śmiech jest zaraźliwy, ułatwia rozluźnienie ciała, pomaga jednoczyć się z radością. Dlatego w wielu krajach świata powstają grupy śmiechoterapii ćwiczące tę umiejętność. Indyjski lekarz Madan Kataria, badający w polowie lat 90. wpływ śmiechu na zdrowie i kondycję psychiczną, posunął się o krok dalej. Połączył dwie wydawałoby się przeciwstawne czynności – śmiech i jogę. Zorganizował też pierwszy na świecie klub osób, które spotykały się codziennie rano, żeby śmiać się prze 20 minut. Okazało się, że wprawdzie każdy uczestnik przez resztę dnia czuł się bardzo dobrze, ale po kilku tygodniach repertuar dowcipów wprawiających grupę w świetny nastrój wyczerpał się. Wtedy Kataria odkrył, że organizm nie wyczuwa różnicy między naturalnym, a udawanym śmiechem. Psychologiczne efekty są identyczne, niezależnie od tego czy zrywasz boki, oglądając ulubioną komedię, czy wprowadzasz się w stan wesołości powtarzając proste „ha ha ha ha”. Do tego, szybko okazało się, że udawany śmiech szybko przeradza się w prawdziwy, zaraźliwy i już po kilku chwilach cała grupa trzęsie się ze śmiechu bez opamiętania. Tak powstała joga śmiechu.
Dzisiaj w ponad 70 krajach istnieją tysiące klubów, których członkowie spotykają się w parkach, aby wspólnie śmiać się i wykonywać ćwiczenia oddechowe. To dobry sposób na miłe rozpoczęcie dnia przed pracą.
Idea jogi śmiechu opiera się na ponownym nauczeniu dorosłych, jak się śmiać bez powodu i kultywować radość dziecięcych zabaw. Joga śmiechu łączy ćwiczenia wywołujące śmiech z ćwiczeniami oddechowymi jogi, czyli tzw. pranajamą i relaksacjami. Uczestnicy sesji początkowo śmieją się sztucznie, utrzymując kontakt wzrokowy i dziecięcą jakość zabawy. Po kilku chwilach od wywołanego na życzenie śmiechu przechodzą do naturalnego śmiechu. Towarzyszą temu różne ćwiczenia, naśladowanie głosów czy ruchów zwierząt. Rzucają w siebie wyimaginowanymi śnieżkami śmiechu, strzelają strzałami zatrutymi śmiechem. Trafiony wybucha gromkim chichotem. Uczestnicy początkowo kontrolują swoje odruchy, ale z czasem śmiech staje się spontaniczny i nieraz kończy się pokładaniem się ze śmiechu. Następuje wówczas mimowolne rozluźnienie, wyzwolenie i totalne odstresowanie.
ŚMIECH NA CO DZIEŃ
• Uśmiechaj się do siebie przed lustrem.
• Szukaj towarzystwa pogodnych ludzi.
• Pamiętaj, że smutna muzyka i ponure filmy potęgują zły nastrój.
• Kiedy dopada cię chandra, uśmiechaj się mimo wszystko. Nie kumuluj w sobie toksycznych emocji, lepiej rozładować je śmiechem, nawet przez łzy.
• Ćwicz proste „chi,chi,chi”, „cha, cha, cha”, „ho, ho, ho”.
• Znajdź w Internecie zabawne strony i odwiedzaj je, kiedy masz okazję.
• Zbieraj rysunkowe żarty, zapamiętuj dowcipy i przekazuj je dalej.
• Wspominaj zabawy z dzieciństwa, które sprawiały ci radość lub śmiej się z najbardziej błahych rzeczy.
ŚMIECH TO ZDROWIE
Głośny śmiech, któremu towarzyszą rytmiczne skurcze przepony, działa podobnie jak masaż, pobudza cały organizm, dotlenia wszystkie jego komórki. Śmiejąc się, wdychamy trzy razy więcej powietrza niż normalnie. Następuje intensywne, chociaż tylko chwilowe, przekrwienie tkanek wątroby, serca, jelita grubego, płuc i tarczycy. Wzrasta cyrkulacja krwi w drobnych naczyniach krwionośnych i wzmaga się odpływ krwi żylnej w kierunku serca. Wzmaga się także wydzielanie ciepła z tkanek, co przyspiesza wydalanie wszelkich toksyn. Ta reakcja naczyniowo-ruchowa organizmu na śmiech poprawia ukrwienie i dotlenia mózg, wprowadzając równowagę między jego dwoma półkulami. Po takim seansie radości łatwiej jest zachować spokój i zdolność do relaksu, nawet w bardzo trudnych i stresowych warunkach.
Gruczoły dokrewne poruszone śmiechem produkują więcej histamin, hormonów sterujących złożonym funkcjonowaniem komórek, oraz endorfin, zwanych hormonami szczęścia. Śmiech pobudza układ odpornościowy, hamując wydzielanie adrenaliny i kortyzolu, czyli hormonu stresu, a rytmiczne skurcze mięśni brzucha przyspieszają trawienie. Co więcej, zbawienne działanie śmiechu nie mija tak odrazu. Pod wpływem pozytywnych przeżyć w naszej psychice zakorzeniają się radosne myśli, wyobrażenia wywołujące uśmiech. Pielęgnujemy też w sobie pewność, że można je będzie odtworzyć.
Piotr Bielski
Certyfikowany nauczyciel jogi śmiechu. Jego misją jest uczynienie z Polski najbardziej roześmianego kraju świata. Prowadzi otwarte sesje w parkach, warsztaty w centrach jogi i rozwoju osobistego, sesje dla firm i organizacji pozarządowych, a także w domach pomocy społecznej, szpitalach, a nawet więzieniach.
www.joginsmiechu.wordpress.com
JOGA ŚMIECHU
Długo szukałem pomysłu na pracę, w której połączę lekkość i pasję z powodowaniem pozytywnej zmiany w świecie. Znalazłem ją w Indiach, gdzie uczestniczyłem w kursie nauczycielskim jogi śmiechu. Śmialiśmy się od 7 rano do 22. Z przerwami na posiłki, relaksacje i krótkie chwile wolnego. Tak wyglądał kurs nauczycielski jogi śmiechu prowadzony przez jej twórcę, doktora medycyny Madana Katarię. Idea głosząca, że możemy śmiać się bez specjalnego powodu, bez polegania na żartach, używkach, komedii czy dobrym nastroju, wydała mi się się tak prosta, że aż rewolucyjna.
Po powrocie do Polski stanąłem przed wyborem: albo będę śmiał się codziennie przez minimum 10 minut i dzielił się z ludźmi tym darem, albo wirus narzekania i negatywizmu dopadnie i mnie. Nie zastanawiałem się ani chwili. Najpierw skrzyknąłem znajomych, a już wkrótce proponowałem warsztaty centrom jogi i rozwoju osobistego, klubom. Zachęcałem do wspólnej praktyki w parku czy na krakowskim rynku. Udało mi się wciągnąć rodzinę: żonę, siostrę, mamę, babcię, dziadka, teściową. W Warszawie utworzyłem klub śmiechu – śmiejemy się wspólnie co tydzień. Uczestnicy regularnie wracają, cieszą się na swój widok i czują się dobrze ze sobą, a śmiech, który płynie jest coraz głośniejszy, coraz częściej doprowadza ich do łez. Prawda jest taka, że najłatwiej śmiać się w grupie, kiedy utrzymując kontakt wzrokowy, wzajemnie zarażamy się śmiechem. Im więcej osób przyjdzie na sesję jogi śmiechu, tym łatwiej puszczają hamulce, przestajemy się przejmować tymi głosami szepczącym nam do ucha, że śmieją się tylko dzieci i wariaci.