O naturalnym pięknie, wieku biologicznym, ważnej roli lekarzy i oszczędnościach wynikających z profilaktyki ‒ rozmowa z dr Barbarą Walkiewicz-Cyrańską, Prezes Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych.
Jaki był miniony rok w medycynie estetycznej, jakie trendy się pojawiły?
Zdecydowanie umacnia się kierunek zachowania naturalnego, zdrowego wyglądu. Passé są te napompowane twarze, za bardzo uniesione czoła, wydatne usta, nienaturalnie podniesione łuki brwiowe. Coraz częściej zwracamy uwagę na przykład na napiętą, ale niedopasowaną do zwiotczałej szyi twarz i przebarwione, pomarszczone dłonie. Wyraźnie widać, że idziemy w kierunku utrwalenia naturalnego wyglądu, a nie sztucznego odmładzania na siłę. Słowem: nie wyglądająca jak spod sztancy lalka Barbie, ale naturalne piękno.
To nie chcemy już być młodzi i piękni?
Chcemy, ale proszę zwrócić uwagę, że nie użyłam określenia: młodzieńczy wygląd, twarz bez zmarszczek. Nie, dzisiaj chodzi o zdrową, dostosowaną do wieku biologicznego skórę. Tak, do wieku biologicznego, a nie metrykalnego. Wyraźne jest, w mojej ocenie, nawet dziesięcioletnie przesunięcie kondycji i wyglądu ciała, a więc właśnie wieku biologicznego, w stosunku do tego, co mówi o nas PESEL. Oczywiście dotyczy to osób dbających o siebie, żyjących w stosunkowo dobrych warunkach.
Najmniej jest takich ludzi w wieku lat 70, 60-latków pewnie kilkanaście procent, ale młodsze panie, 40-50-letnie, wyglądające na lat trzydzieści kilka, to już w moim otoczeniu niemal codzienność.
Czyli zmiany jakości życia przekładają się na wiek biologiczny?
Absolutnie tak. I nie chodzi tylko o wygląd, bo to jest drugorzędne. To jest związane z energią życiową, którą emanujemy, którą mamy w organizmie. Te panie pod względem biologicznym ‒hormonów, mikroelementów, witamin ‒ są po prostu młodsze, a to przekłada się na ich możliwości fizyczne, aktywność życiową, postrzeganie samych siebie. To są kobiety trzydziestokilkuletnie, dla których czas na kilkanaście lat zatrzymał się.
Dlaczego tak się dzieje?
Wspomniał pan o zmianie jakości życia. Postęp cywilizacyjny, medyczny to jedno, ale zmiana świadomości, naszej wiedzy o tym, co zdrowe, z czego warto skorzystać, to drugie. Myślę, że nawet ważniejsze.
Dzisiaj profilaktyka zaczyna się już bardzo wcześnie. Świadome matki dbają o niemowlaki, żeby się nie poparzyły na słońcu, mądrzy rodzice aktywizują dzieci, by uprawiały jaki sport. Co roku jestem nad polskim morzem. Kilka lat temu rano samotnie biegałam po plaży, czasem przybłąkał się jaki pies. Dzisiaj, od świtu mam towarzystwo. Spacery, aerobiki, jogging, ćwiczenia. Tłumy! Jak to się zmieniło w ostatnich latach! Ludzie biegają, jeżdżą na rowerach, zapisują się do klubów fitness. To zupełnie inne postrzeganie aktywności.
Dzieci także? Przecież mamy największy w Europie odsetek otyłych nastolatków.
To wina rodziców i systemu edukacyjnego, a nie genów! To my robimy z nich grubasów. Złe wzorce w domu, zalew reklamowych śmieci. Byłam niedawno z moim trzynastoletnim synem w centrum handlowym. Mówi: „Mama, nie mam tu co zjeść”. Ja na to: „Jak to, przecież wokół pełno knajpek?” A on: „Popatrz ‒ to na głębokim tłuszczu, to w panierce, to fast food, to słodkie napoje”. On naprawdę pije czystą wodę i zieloną herbatę! A my w domu nie robimy nic szczególnego, po prostu żyjemy w ten, a nie inny sposób. I niech pan sobie teraz wyobrazi takiego faceta, kiedy założy już rodzinę i będzie miał wpływ na swoje dzieci...
Skoro za tą naszą zmianą świadomości idzie wiedza, to co jest ważne z punktu widzenia medycznego?
O witaminie D mówimy od dziesięciu lat, od dwóch w Polsce jest na nią boom. B kompleks, koenzym Q, hormon wzrostu. Mądra suplementacja to za chwilę będzie już standard. A jeśli dołożymy świadome zarządzanie własnym ciałem, ba ‒ całym życiem, to długo będziemy młodzi.
Świadome zarządzanie? Do tego też trzeba mieć wiedzę...
Ale ta edukacja postępuje. Cały ten boom kuchenny, moda na zdrowe odżywianie, różne akcje typu: „Biegam, bo lubię”, w ogóle ‒ edukacyjna rola mediów, popularność książek poradniczych, liczba klubów fitness, które stają się centrami edukacji prozdrowotnej
Proszę zauważyć, jak bardzo w ciągu kilkunastu lat zmienił się sposób prowadzenia treningów. Dlaczego? Bo dziś jest dostępna zupełnie inna wiedza, trenerzy są inaczej szkoleni. To już nie jest pan od WF, lecz doradca, twój przewodnik po lepszym życiu. Jak oszczędzić stawy, jak spowodować ruchliwość więzadeł, jak nie przebudować mięśnia?
Pierwszy trening to sprawdzian stanu naszego ciała ‒ co jest źle, co wymaga poprawy? No i dieta. Kiedy takich doradców mieli może sportowcy wyczynowi, dzisiaj czekają na nas za rogiem. Wystarczy wyjść z domu.
No dobrze, mówi Pani o zmianie mentalności, o naturalnym podejściu do piękna. Skoro pacjenci są już wyedukowani, to czy środowisko medyczne, w swojej masie, też jest gotowem by być naszym doradcą, życiowym trenerem, a nie tylko wykonawcą dochodowych zabiegów?
Różnie się to układa, doskonale pan o tym wie, Niechętnie to mówię, ale jest część lekarzy, którzy podchodzą do estetyki lekarskiej absolutnie komercyjnie. Na przykład na co dzień uprawiają tzw. dużą medycynę, a po godzinach po prostu sobie dorabiają, wykonując, jak pan to określił, dochodowe zabiegi. To jest klasyczna chałtura, incydentalny kontakt z klientem, bo przecież nawet nie pacjentem. Obie strony mają poczucie, że to, co się dzieje, to nie są procedury medyczne, ale raczej taka zabawa w estetykę.
A ja myślałem, że czasy popularności botox party już się skończyły. Jakiś pokój w hotelu czy kuchnia w prywatnej willi, szampan, truskawki, ploteczki, a przy okazji strzykawka, ampułka i kilkaset złotych od jednej klientki wpada do kieszeni
Podobno nawet tu niedaleko przyjeżdżają panie doktor, wynajmują pokój w hotelu i umawiają po kilka klientek dziennie. Potem pewnie spotkają się, jak trzeba będzie coś uzupełnić, albo może nie spotkają się już nigdy . Co to ma wspólnego z medycyną, opieką nad pacjentem?
Ci lekarze w swoim środowisku często nawet nie mówią o tym głośno, bo trochę wstyd ‒ ja tu na co dzień życie ratuję, a po godzinach takie tam ... To kwestia etyki. Czy podchodzę do tego z zaangażowaniem, odpowiedzialnością za pacjenta? Czy też z dystansem, może nawet pewnym zażenowaniem, że jestem takim wstrzykiwaczem?
Zresztą, ich wiedza i umiejętności są bardzo powierzchowne. Firmy dystrybucyjne robią masowo nieodpłatne szkolenia. Lekarz idzie na jedno, dwa szkolenia z kwasu hialuronowego i już podaje go pacjentom. To nie jest prawdziwa medycyna estetyczna!
Ale przecież to są lekarze, nie kosmetyczki! Klientki im ufają.
No tak, przychodzą z własnej woli... Czasem się zastanawiam, dlaczego? Bo jest taniej? Bo ten lekarz nie potrzebuje gabinetu, wyposażenia, nowoczesnego sprzętu, nie płaci podatków? I może wstrzyknąć co za pół ceny?
To chyba pewna niefrasobliwość... Przecież to nie jest smarowanie kremem, ale ingerencja w ludzki organizm. Niesie skutki estetyczne i zdrowotne. Czasem poważne powikłania. I gdzie wtedy szukać pomocy?
A poza tym ‒ bez tego holistycznego podejścia, o którym mówimy: doradztwa dietetycznego, dotyczącego stylu życia, odpowiedniej do wieku suplementacji, efekty nie utrzymają się długo. Czy warto wydać sporo pieniędzy, by przez chwilę mieć mniej zmarszczek, ale nadal czuć się fatalnie?
Na drugim biegunie mamy lekarzy, którzy mniej skupiają się na samych zabiegach, ale właśnie wchodzą w rolę opiekuna, doradcy swego pacjenta ...
To jest moim zdaniem przyszłość medycyny anti-aging. W tym kierunku idzie świat. Dermatolodzy, ale także lekarze innych specjalności, którzy coraz liczniej zajmują się estetyką, poszukują wiedzy dotyczącej procesów starzenia, powiązań między funkcjonowaniem wnętrza naszego ciała a wyglądem.
Powołaliśmy Polską Radę Medycyny Anti-Aging, której celem będzie promowanie takiego podejścia i edukacja w tym zakresie. Chciałabym, by nasz kongres dermatologii estetycznej ewoluował w kierunku formuły spotkań w Monte Carlo, gdzie równolegle do zagadnień dermatologicznych i estetycznych mamy sesje dotyczące hormonów, otyłości, zaburzeń snu, odżywiania w chorobach cywilizacyjnych itd. Są to wszystko bardzo istotne zagadnienia, mające ogromny wpływ na efekty naszej codziennej pracy, oczywicie pod warunkiem rzetelnego podejścia do zagadnień, którymi się zajmujemy.
Wasz tegoroczny Kongres już nosił nazwę Dermatologii Estetycznej i Medycyny Anti-Aging.
Myślę, że udało nam się połączyć ciekawe doniesienia na temat najnowszych trendów w dermatologii estetycznej, takich jak choćby biostymulatory tkankowe, które intensyfikują nasze możliwosci oddziaływania na skórę, właśnie z ciekawymi zagadnieniami przeciwstarzeniowymi. Był na przykład wykład o wpływie nadwrażliwości pokarmowej na starzenie się skóry. Albo zagadnienie starzenia zapalnego i jego powiązania z chorobami przewlekłymi. To są wszystko kwestie szalenie ważne nie tylko z punktu widzenia estetyki, ale całego naszego życia, również w wymiarze ekonomicznym i społecznym. Przecież upowszechnienie pewnych procedur, zachowań ograniczających skutki chorób cywilizacyjnych, przewlekłych, spowoduje, że będziemy bogatsi jako społeczeństwo. To zagadnienia, które nam, lekarzom estetycznym, także nie są obojętne.
Dziękuję za rozmowę.
Dr Barbara Walkiewicz-Cyrańska
dermatolog, kosmetolog, założycielka i prezes Stowarzyszenia Lekarzy Dermatologów Estetycznych, wiceprezydent Europejskiego Stowarzyszenia Kosmetologii i Dermatologii Estetycznej. Wykłada na międzynarodowych i polskich kongresach naukowych.