Tekst: Katarzyna Sołtyk
Senna epoka, gdy Bangkok zwany był Wenecją Orientu, z racji przecinających go klongów (kanałów), wydaje się dziś odległa jak paleolit. Kiedy wybuchł budowlany boom, klongi przegrały rywalizację z miejskimi arteriami, a miasto zmieniło się nie do poznania. Dzisiaj Bangkok to dziesięciomilionowy potwór z betonu, który wita przybyszy kłębowiskiem autostrad o pięciu pasach ruchu w każdą stronę. Wokół tylko metal, szkło, beton i asfalt. Drapacze chmur ciągną się aż po horyzont.
BANGKOK NA DZIEŃ DOBRY – Sawadee
Kiedy otwierają się drzwi klimatyzowanego lotniska Suvarnabhumi w Bangkoku, uderza mnie fala gorącego powietrza. Już po kilku chwilach upał oblepia całe ciało niczym ubranie, które ma się ochotę zdjąć. Na każdym kroku witają uśmiechnięte twarze, lekki ukłon głowy z rękami złożonymi jak do modlitwy i pozdrowienie: sawadee. Turystyczne służby porządkowe przechwytują oszołomionych farangów (obcych – jak mówią na nas tubylcy), kierując ich do taksówek i autobusów. Sukhumvit czy Khao San? – pytają, chcąc cię dopasować do ilości hotelowych gwiazdek. Walizki i czarne nesesery – ulica Sukhumvit; plecaki – Khoa San Road, czyli mekka backpackersów. Potem odbywa się podróż w stylu miejskiego safari. Za oknami czeka azjatycka metropolia. Miejsce święte i przeklęte, ociekające złotem świątyń i cuchnące zapomnianymi przez bogów i ludzi slumsami. Upalne w dzień, seksowne w nocy, przesiąknięte wilgocią oraz trudną do ogarnięcia gamą kolorów i zapachów.
BANGKOK – Krung Thep w księdze Guinessa
Tajowie mówią o Bangkoku Krung Thep, czyli miasto aniołów. Ale to tylko początek długiej i patetycznej nazwy stolicy. Podczas koronacji w XVIII wieku Rama I nadał jej imponującą, 43-sylabową nazwę. Potem dodano kolejnych 21. W końcu miasto trafiło do Księgi Rekordów Guinessa, jako najdłuższa nazwa geograficzna na świecie: Krungthepmahanakhornbowornrattnakosinmahintaryutthayamahadilokpopnopparatratchathaniburiromudomratchaniwetmahasathanamornpimanavatarnsathitsakkathattiyavisnukarprasit, co w wolnym tłumaczeniu oznacza „Wspaniałe miasto aniołów, najznakomitsza skarbnica boskich klejnotów, kraina, której nikt nie zdoła podbić, wielkie i sławne królestwo, urzekająca stolica dziewięciu szlachetnych kamieni, najwyższa rezydencja króla i wielki pałac, boskie schronienie i miejsce przebywania kolejnych wcieleń duchów”. Nic dodać, nic ująć. To trzeba po prostu zobaczyć.
BANGKOK – szklane domy i kadzidła
Bangkok na pierwszy rzut oka wygląda nowocześnie, a nawet futurystycznie. Warszawa to przy nim prowincjonalne miasteczko. Ale gdy przyjrzeć się dokładniej, okazuje się, że w najbardziej zaskakujący, a chwilami wręcz dziwaczny sposób łączy tradycję z nowoczesnością, przeszłość z przyszłością, zacofanie z postępem. Nieopodal ekskluzywnych restauracji, na chodnikach rozstawione są uliczne garkuchnie, z których na przechodniów spozierają pieczone chrząszcze. Zawieszone nad wąskimi kanałami drewniane domyna palach, które zachowały się w lewobrzeżnej, historycznie najstarszej części miasta, sąsiadują z wieżowcami. A każdy szklany dom rodem z XXII wieku, ma swoją małą świątynię przypominającą domek dla lalek. Jest ona schronieniem dla duchów opiekujących się właścicielem, firmą, sklepem, budowlą i ma zapewnić pomyślność. Przed figurkami symbolizującymi duchy leżą ofiary – świeże kwiaty, mandarynki, ciasteczka, napoje. Palą się świece i kadzidła.
Targowisko próżności w Bangkoku
Kiedy zasypia upalny dzień, szukający przygód turyści udają się na rozpalony neonami Patpong, czyli do najsłynniejszej dzielnicy wszelakich uciech Bangkoku. Tutaj pod osłoną nocy bary podkręcają muzykę na maksa, zalewając ulice kakofonią dźwięków zmieszanych w jeden ogłuszający koktajl. Lokale wypełnione są po brzegi miejscowymi i turystami, a na ulicach trwa wielki targ próżności. Zresztą tych ostatnich w Bangkoku jest znacznie więcej. Największe to Chatuchak w chińskiej dzielnicy oraz Suan Lum – nocny targ. Najbardziej egzotyczne są zaś pływające targi, z których najsłynniejszy Damnoe Soudak odbywa się poza miastem. Na wodzie, podobnie jak na lądzie, trzeba się targować, więc jest głośno i niezwykle barwnie. Najlepiej dotrzeć tu o świcie, bo o dziewiątej czar miejsca pryska, kiedy przyjeżdżają autobusy pełne turystów.
BANGKOK I JEGO DRUGA TWARZ
Poranek w Bangkoku odsłania tajemnice tej drugiej, anielskiej twarzy miasta. Już o świcie ze świątyń wyruszają mnisi na codzienną procesję. Na przedzie kroczy przełożony klasztoru, a na końcu nowicjusze. Każdy z żebraczą miską, do której wyznawcy buddyzmu wkładają ryż. Czczenie Buddy, rozdawanie żywności mnichom i odwiedzanie świętych miejsc to zasługi, dzięki którym świeccy wyznawcy buddyzmu mają nadzieję na lepszy byt w kolejnym wcieleniu.Chwilę później ruszają pochody turystów odwiedzających kolejne świątynie. Pierwszy na liście jest Wielki Pałac Królewski ze Świątynią Szmaragdowego Buddy, potem najstarsza Wat Pho z Oświeconym w pozycji leżącej, dalej Wat Saket na Złotym Wzgórzu, z którego rozciąga się panorama całego miasta oraz Wat Arun – Świątynia Brzasku przeglądająca się w wodach rzeki Chao Praya. Wszystko ocieka złotem i drogocennymi kamieniami. Nie lada wyzwaniem jest dotarcie do nich wszystkich i przemieszczanie się po światowej stolicy korków, jak nazywa się Bangkok. Jeśli to tylko możliwe, najlepiej wybierać ekspresowe łodzie pływające po rzece Chao Praya. W ścisłym centrum pozostają autobusy i mikrobusy, ale zorientowanie się w trasie pojazdu i zabranie się na jego pokład graniczy z cudem. Dwadzieścia dziewięć, wsiadamy! Autobus zwalnia, ale się nie zatrzymuje. W biegu chwytam za poręcz. Lepiej wybierać nieklimatyzowane środki transportu – te często wcale nie zamykają drzwi, więc przynajmniej nie grozi przytrzaśnięcie ręki. Nie mam pojęcia, jak po Bangkoku poruszają się starzy, chorzy i kalecy. Może tuk-tukami, czyli trójkołową rikszo-motorynką? Są tańsze od taksówek, a także mniejsze i bardziej zwrotne, więc nie grzęzną w korkach. W koszty podróży trzeba jednak wliczyć ryzyko ogłuchnięcia i oddychanie prawie wyłącznie dwutlenkiem węgla.
Szmaragdowy Budda w Bangkoku
Po takiej podróży pobyt w świątyni będzie prawdziwym ukojeniem. Wat Pho, to obok Pałacu Królewskiego, najchętniej odwiedzany zabytek Bangkoku. Zarówno przez turystów, jak i wyznawców buddyzmu. Z wnętrza świątyni już od świtu dochodzą odgłosy modlitw. Wierni biją pokłony gigantycznemu posągowi leżącego Buddy. Dzieci z zabawną powagą naśladują modlitwę dorosłych, a Oświecony z wolna pęcznieje od złotych listków naklejanych przez kolejne pokolenia buddystów. Budda w Wat Pho ma 46 metrów długości i 15 wysokości. Jego całkowitym przeciwieństwem jest posążek znajdujący się w świątyni Wat Phra Kaew. Taj, jeśli się na coś zaklina, to na Szmaragdowego Buddę. Ten niewielki, wyrzeźbiony z zielonkawego jaspisu posąg jest przedmiotem największego kultu. Siedzi w pozycji lotosu, z opuszczonymi rękami, trzymając przed sobą dłonie jedna na drugiej. Ten gest oznacza spokój.
Budda w Tajlandii obecny jest wszędzie: siedzący, gdy medytuje, stojący, gdy naucza, leżący z głową opartą na dłoni, gdy odpoczywa. Rzeźbiony w drzewie tekowym, marmurze, brązie i alabastrze. Zagadkowo uśmiechnięty, głęboko zamyślony lub mocno zatroskany. Pielgrzymi modlą się do niego i składają mu ofiary. W uduchowionej atmosferze poświęconych mu świątyń wypoczywają, medytują i od ponad 2,5 tysiąca lat pogłębiają tajniki tradycyjnej medycyny tajskiej. W świątyni Wat Pho mieści się najsłynniejsza szkoła masażu, z której pochodzą najwięksi specjaliści tej niezwykłej sztuki leczenia i relaksu.
BANGKOK – STOLICA MASAŻU
Nie można opuścić miasta bez wizyty w jednym z tysięcy salonów urody. Gabinety tajskiego masażu czekają na klientów niemal na każdej z ulic Bangkoku. Wszak Tajlandia słynie z odwiecznej tradycji masażu, a w każdym tajskim domu umiejętności przekazywane są z pokolenia na pokolenie. Tajowie sami chętnie się im poddają, głęboko wierząc w dobroczynny wpływ tych zabiegów na kondycję ciała i umysłu.
W całym kraju jest ponad 500 szkół kształtujących przyszłych masażystów, a Bangkok to światowa stolica masażu. Wśród turystów przyjeżdżających do Tajlandii modne są krótkie kursy masażu czy gotowania według zasad tajskiej kuchni. Zresztą od Tajów, już bez kursów, można nauczyć się znacznie więcej, choćby uśmiechu na każdą okazję oraz umiejętności trzymania nerwów na wodzy – złość traktują jako brak kultury i objaw niedojrzałości. To bardzo przydatne cechy, kiedy po dwunastogodzinnym locie znów znajdziemy się po naszej stronie nieba.
Co, gdzie, kiedy w Bangkoku
Pogoda
W Tajlandii wyróżniamy trzy pory roku:
• zima (XII-II) – deszcz pada rzadko, temperatura28–32°C. To wysoki sezon turystyczny.
• lato (III-VI) – upalne i wilgotne, powyżej 38°C.
• pora deszczowa (VII-XI) – przyjemna do spacerów i wędrówek. Deszcz pada zazwyczaj po południu i wieczorami.
Co zabrać?
Im mniej, tym lepiej, bo na miejscu jest tanio, a wybór i jakość dobra. W porze deszczowej warto mieć cienką kurtkę. Niektóre bardzo eleganckie restauracje wymagają marynarek. Warto wyposażyć się w zapas środków antyalergicznych oraz przeciw ugryzieniom owadów,i kopie ważnych dokumentów.
Wiza
Wymagana, dostępna na granicy (na 15 dni; opłata i zdjęcie). Paszport musi być ważny co najmniej pół roku od daty wyjazdu.
Kierowcy
Obowiązuje międzynarodowe prawo jazdy. Ruch lewostronny. Drogi w całym kraju bardzo dobre. Sieć autostrad, nie tylko w Bangkoku. Liczne wypożyczalnie samochodów i motocykli.
Więcej o Bangkoku, kuchni i tajskich masażach w artykule "Bangkok od kuchni i SPA