Woda bije w Gruzji z tysięcy źródeł we wszechobecnych górskich łańcuchach, spływa bystrymi rzekami i tworzy setki jezior, w których toni, jak w zwierciadłach przegląda się południowokaukaski kraj.
Tekst: Paweł Wroński
Z wody czerpią Gruzini moc. W przenośni i dosłownie, bo ich kraj zasila energia elektryczna generowana w sieci hydroelektrowni rozlokowanych przy tamach na górskich rzekach.
Ich budowę rozpoczęto już w latach 60. XX wieku, gdy Gruzja była jedną z radzieckich republik, ale impulsem do powszechnego wykorzystania siły wody, była polityczna separacja Abchazji oraz rosyjski protektorat nad jej terytorium. Wschodnia granica regionu biegnie bowiem doliną rzeki Enguri. Wznosi się na niej jedna z najwyższych na świecie betonowych zapór. Zamontowano tam turbiny hydroelektrowni, która do połowy pierwszej dekady XXI wieku pokrywała zapotrzebowanie na 40% energii elektrycznej całego kraju. Urządzenia hydroelektrowni mieszczą się niestety na abchaskim brzegu. Gdy żądnemu autonomii regionowi wsparcia udzieliła Rosja, w rękach wielkiego brata zza Kaukazu znalazł się także przełącznik prądu. Budując hydroelektrownie na innych rzekach, zwłaszcza na niemniej potężnej Aragwi, spływającej z Wielkiego Kaukazu wprost do Tbilisi, Gruzini za jednym zamachem uniezależnili się od abchaskiej samowoli i rosyjskiego nacisku. Nie odczuwają już problemów z elektrycznością. Ba, niczym w geście Kozakiewicza, rzęsiście oświetlają najważniejsze miasta: Tbilisi i czarnomorski kurort, Batumi.
Tbilisi na źródłach stoi
Z wodą wiążą się legendarne początki gruzińskiej stolicy. Jej nazwa – Tbilisi, wywodzi się od określenia gorących źródeł, na jakie podczas polowania natknął się król Wachtang Gorgosali. Goniąc za zranionym jeleniem, dotarł do przesłoniętego oparami wody leśnego zakątka. Ciepła woda uleczyła rany zwierzęcia, a król oczarowany pięknem zakątka i cudowną mocą wody, nakazał w tym miejscu budowę miasta, do którego przeniósł stolicę z pobliskiej Mcchety. Było to półtora tysiąca lat temu. Nad źródłami powstała z czasem u bram miasta rozległa łaziebna dzielnica Abanotubani.
Zaczerpniętym od perskich i tureckich najeźdźców obyczajem, zatrzymywały się w niej karawany, by zdrożeni kupcy mogli się oddać kąpieli i zmyć kurz. Dopiero po ablucjach wkraczano do miasta.
Kopuły zabytkowych łaźni Orbeliani wciąż są charakterystycznym elementem panoramy starego Tbilisi. Woda ma temperaturę 40°C i nasycona jest związkami siarki, co nie umknie niczyjej uwadze ze względu na specyficzny zapach. Łaźnie zaś cieszą się ogromnym powodzeniem wśród mieszkańców i gości Tbilisi. Pod każdą z 15 kopuł znajduje się niewielki basen z ciepłą wodą oraz kilka marmurowych łóżek, na których klienci poddają się zabiegom. Kości aż trzeszczą gdy wprawny masażysta, zwany z turecka mekise, ustawia stawy na właściwych miejscach, skóra czerwienieje od nacierania, a mocno uderzane mięśnie rozluźniają się. W połączeniu z kojącym działaniem termalnej wody i delikatnych siarkowych wyziewów, masaż znakomicie relaksuje, ciało nabiera sprężystości, a energia zdaje się podwajać.
Typowa sesja trwa około godziny. Wiele osób decyduje się jednak na dłuższy pobyt, zwłaszcza po to, by omawiać interesy. Pamiętać jedynie należy, że łaźnie nie są koedukacyjne. Wejście zaś, znajduje się przy ulicy Grishashvili, noszącej imię poety, który twierdził, że „być w Tbilisi i nie zażyć kąpieli w Orbeliani, to tak jak odwiedzić Paryż i nie zobaczyć Wieży Eiffel’a”.
Świat pije Borjomi
Światową sławę zawdzięczają Gruzini wodzie – butelkowanej mineralnej Borjomi (czyt. Bordżomi). Miejscowość, w której tryskają jej źródła rozsiadła się w malowniczej dolinie rzeki Mtkwari (znanej pod turecką nazwą Kura), wijącej się między pasmami Małego Kaukazu. Źródła były znane przynajmniej od I stulecia przed Chrystusem. Ale odkryte przez archeologów kamienne wanny z czasów rzymskich świadczą, że używano ich raczej do kąpieli, niż do picia. Tak było do XVI wieku, do tureckiej inwazji, po której region się wyludnił i o wodach zapomniano.
Miejscowością zainteresowano się ponownie, gdy zachwyciła Wielkiego Księcia Romanowa. W 1842 roku wzniesiono z jego rozkazu pierwszą na terenie Gruzji carską rezydencję, a towarzyszący księciu dworzanie przyczynili się do powstania mody na wypoczynek w Bordżomi. Pod koniec stulecia składem oraz właściwościami wód i mikroklimatu zainteresowali się naukowcy, i wkrótce miejscowość przekształcono w uzdrowisko. W okresie międzywojennym XX wieku rozpoczęto przemysłową eksploatację źródeł, aby wodę rozprowadzać jako leczniczą. W czasach socjalistycznych kurort przeżywał oblężenie, ale nie rozwijano infrastruktury, więc po upadku ZSRR uzdrowisko szybko popadło w ruinę.
Dziś powoli się odradza, kusząc pięknym parkiem ze źródłami.
Wody nasycone dwutlenkiem węgla zaleca się do picia osobom z niewydolnością układu pokarmowego. W zasilanych gorącą siarkową wodą basenach urządza się kąpiele zdrowotne. Są zbawiennie dla zreumatyzowanych stawów i skóry. Butelkowaną wodę ze źródeł Bordżomi, Likani i Waszlowani-Kwibisi eksportuje się do ponad 30 krajów.
Tskaltubo - Ulubiony kurort Stalina
W zachodniej części kraju, 7 km od Kutaisi, znajduje się Tskaltubo. Imponuje pałacową architekturą i rozmachem założenia. Bryły wzniesionych tam monumentalnych budowli wieńczą szeregi kamiennych figur i dekorowane płaskorzeźbami frontony. Do kolumnowych portyków poprzedzających wejścia prowadzą szerokie schody. We wnętrzach nie poskąpiono marmurów, a wystroju dopełniają ciężkie, ozdobne żyrandole. Wszystko tonie w bujnej zieleni, tak charakterystycznej dla niewielkich gruzińskich nizin, jakie ciągną się na kształt klina od wybrzeża Morza Czarnego po Kutaisi.
W parkowym otoczeniu jest mnóstwo połączonych schodami widokowych tarasów z tralkowymi balustradami. W prowadzących na nie alejkach tryska woda z wielkich kamiennych fontann. Zachowana pieczołowicie socrealistyczna aranżacja zdradza, że kompleks powstał w latach 40.
O lokalizacji zadecydowały zasoby przesyconych radonem wód termalnych. Ich temperatura oscyluje koło 35-36°C.
Kąpiele sprzyjają leczeniu i profilaktyce chorób układu sercowo-naczyniowego, skóry, narządów ruchu, metabolizmu, układu nerwowego i ginekologicznego.
Walory zdrowotne, ciepły klimat i odległość od toczącej się wojny sprawiły, że właśnie tutaj radzieckie Ministerstwo Obrony założyło luksusowy ośrodek wypoczynkowo-rehabilitacyjny, który szybko zyskał popularność wśród krajowych elit. Ponoć sam Stalin, rodowity przecież Gruzin, chętnie w nim wypoczywał. Ten argument wykorzystywany jest zresztą skwapliwie w promocji ośrodka, który po odrestaurowaniu otwarto ponownie w 2011 roku jako „Tskaltubo SPA Resort”. Oprócz basenów i zabiegowych gabinetów ośrodek oferuje hotelowe zaplecze, sale konferencyjne i koncertową. Do dyspozycji gości oddano też klub, herbaciarnię i bilardowe stoły.
Orzeźwienie z wody
Wedle współczesnej wiedzy Gruzja jest kolebką winiarstwa. Świadczą o tym fragmenty glinianych naczyń z początków VI tysiąclecia przed naszą erą odkryte przez archeologów około 30 km na południe od Tbilisi, nieopodal Szulaweri. Są pokryte osadem kamienia winnego, a żadna inna z okolicznych roślin nie zawiera kwasu winowego. W okolicy znaleziono więcej świadectw uprawy winorośli, a przede wszystkim pestki winogron i sadzonki z tego samego okresu. Dowodząc ośmiu tysięcy lat tradycji, w wyścigu o miano kolebki winiarstwa, Gruzja wyprzedziła konkurentów – Iran, gdzie w Hadzi Firuz Tepe istnieją ślady upraw z połowy VI tysiąclecia p.n.e. oraz Armenię z jaskinią Areni-1, którą nazwano nawet „winiarnią sprzed 6 tysięcy lat”.
Jednak historią jeszcze dłuższą niż winiarska szczycą się w Gruzji producenci piwa. Starożytni Grecy opisywali mieszkańców dzisiejszej Gruzji jako georgias czyli uprawiających ziemię. W południowej części kraju odnaleziono dowody przechowywania ziarna pszenicy i narzędzia, którymi ją uprawiano już na przełomie VII i VI tysiąclecia przed Chrystusem, czyli niemal 9 tysięcy lat temu, a więc nawet dawniej niż winorośl.
Od uprawy pszenicy do produkcji piwa tylko krok, natomiast na smak piwa wpływa w ogromnej mierze woda. Tej zaś, jako się rzekło, w Gruzji nie brakuje. Z górskich źródeł czerpią ją browary produkujące Mtieli – piwo z gór, na którego etykiecie piętrzą się kaukaskie szczyty i widać sylwetkę kozicy, Kazbegi – wizytówkę Wysokiego Kaukazu, czy Natakhtari, które w krótkim czasie podbiło 65% krajowego rynku.
Ostatnim akordem jest moda na minibrowary. Wprawdzie dotarła do Gruzji niedawno, ale do grona faworytów w wyścigu o miano najlepszego piwa stanęły już tbiliskie restauracje Mirzaani, oferując chmielowy trunek z własnej warzelni. Tak oto dzieje korzystania z wody dla zdrowia i przyjemności zataczają w Gruzji krąg, zaczynając się i kończąc w Tbilisi.
INFO
Oficjalny portal z informacjami turystycznymi na temat Gruzji: www.exploregeorgia.org