Jego imię przybierają restauracje, kawiarnie, hotele, ośrodki SPA. Wszyscy go pragną, a mało kto doświadcza. A przecież dziedzictwo południowców, słodkie nieróbstwo, to wbrew pozorom nie wynik lenistwa, ale życiowej mądrości.
Współczesna fascynacja dalekowschodnimi systemami ćwiczeń – jogą, tai-chi albo medytacją związana jest z wołaniem naszych ciał o pomoc. Godziny spędzone w wymuszonej pozycji za biurkiem, kółkiem i na stojąco sprawiają, że niemal zastygamy w bezruchu, opierając się naturalnej potrzebie aktywności. Szczęśliwi ci, którzy potrafią z doby wykroić choćby 30 minut ćwiczeń kilka razy w tygodniu. Bogaczami są ci, którzy tak organizują życie, że wprowadzają ciało w ruch codziennie. Zaskoczeni będą jednak i jedni, i drudzy, gdy dowiedzą się, że to nie wystarczy. I wcale nie chodzi o zniechęcanie kogokolwiek do uprawiania sportów, ale o zwrócenie uwagi, że człowiek nie został stworzony do ciągłej aktywności. Reset jest czymś, co nam się po prostu należy i warto z niego korzystać na co dzień. Wystarczy tylko… nic nie robić. A to wcale nie takie proste.
Wyższe stany świadomości
Dolce far niente, czyli słodkie nieróbstwo, wymaga... treningu. Na początek dobrze jest przyjąć jako pewnik, że jeśli o nim nie pomyślimy, nie doznamy nigdy nirwany, która jest jego konsekwencją. Stan ten obiecuje wyznawcom buddyzmu, hinduizmu i dżinizmu ostateczne wyzwolenie od bytu indywidualnego, bólu, pragnień i namiętności. Szersza, bardziej wielokulturowa definicja nirwany mówi o osiągnięciu najwyższej szczęśliwości, spokoju i prawdy absolutnej oraz... niebytu. Czy któryś z tych celów nie był ostatnio twoim w czasie poniedziałkowego zebrania w pracy? A może to właśnie niebyt wydawał ci się być najlepszą alternatywą do stania w korku? Dolce far niente może jest tylko wstępem do korowodu podobnych pragnień, ale przecież bez wstępu nie sposób zacząć.
Tu i teraz
Nieróbstwo, czy inaczej reset, to czas i przestrzeń, w której zdecydujemy się osadzić własne ciało i umysł z intencją podarowania sobie relaksu, regeneracji i dawki optymizmu. To też rodzaj składki z tytułu polisy ubezpieczeniowej na zdrowe, długie życie. O ile rozluźniania ciała można się szybko nauczyć, o tyle wyłączenie świadomego myślenia jest praktyką, która może nam zająć resztę życia. Za tym celem nie ma już nic poza… szczęściem, że się udało i dalszymi ćwiczeniami. Większość z nas ma problem z byciem „tu i teraz”. Ciągle myślimy, co było lub co nas czeka. Potem mamy poczucie, że życie ucieka zbyt szybko i spędziliśmy je na rzeczach mało ważnych albo błahych, szczególnie w skali czasu, jaki jest nam dany. Warto więc pamiętać, że skupienie, a potem uwolnienie myśli w trakcie relaksu ciała, sprzyja koncentrowaniu się na teraźniejszości. Owocuje kontrolą reakcji własnego ciała, zacieśnianiu kontaktu z nim, a także umiejętności bycia tu i teraz oraz nigdzie indziej.
Trening czyni mistrza
Wykonaj test. Odetnij się od wszelkich bodźców, które mogłyby wyrwać cię ze stanu wyciszenia. Telefon, radio, telewizor, dzwonek do drzwi, towarzystwo innych osób – stwórz sobie komfort 15 minut dziennie bez nich. Praktykę oddawania się nieróbstwu zacznij od przybrania wygodnej pozycji, zamknięcia oczu lub jeśli masz możliwość – kontaktu z naturą. Może to być mała przestrzeń w ogrodzie, ukwiecony balkon, taras. Zanurz wzrok w zieleni i uwolnij umysł. Początkowo złapiesz się na tym, że myślisz o tym, że chcesz przestać myśleć. Nie tędy droga. Pozwól myślom łagodnie płynąć, odpychaj tylko te nachalne i nieprzyjemne. Reszty nie zatrzymuj, nie oceniaj, nie przyglądaj się im. Jeśli umysł skacze z tematu na temat, pogłęb oddech i wyprostuj ciało. Do tej swoistej medytacji wybierz luźne ubranie, żeby nic krępowało twojego brzucha, szyi, pleców i klatki piersiowej. Jeśli masz duży problem ze spokojnym byciem z samym sobą, zacznij powoli liczyć od 100 do 0 lub dzielić oddech na 2, powtarzając w myślach: „raz” przy wdechu, „dwa” przy wydechu. Wydech powinien być dwa razy dłuższy, niż wdech. Niektórzy praktykują nicnierobienie wspominając lub marząc. Taki trening nasycony jest jednak emocjami, dlatego nie powinien być formą docelową. Jeśli przywołujemy dobre, radosne, spokojne lub neutralne obrazy nie jest to zła metoda. Gorzej, kiedy ulegamy silnym wzruszeniom. Tymczasem dolce far niente ma być wyrazem zachwytu nad życiem i samym sobą. Ma wejść nam w krwioobieg, będąc stanem, który wywołamy naturalnie, kiedy napotkamy przeciwności losu.
Świadome życie
Dużo ciekawiej i bardziej świadomie przeżywa się życie, kiedy umie się nim delektować. Jedząc ulubione danie, przeżuwamy każdy kęs, wydając z siebie mruczenie jako hołd dla kucharza. Pijąc wino, przymykamy oczy, ?aby wyostrzyć zmysł powonienia i smaku. Słuchając muzyki, zamykamy oczy i wstrzymujemy oddech, aby przeżyć dreszcz przeszywający ciało. Doceniając naturę, zrzucamy na piasku sandały, aby jak dzieci przywitać się z morzem. Ciesząc się bliskością drugiej osoby, uruchamiamy zmysł powonienia, chcemy zasłuchać się w jej głos, poczuć oddech, nasycić dotykiem. To istota dolce far niente.
Trening dolce far niente
Po pierwsze zrozum, że człowiek nie został stworzony do ciągłej aktywności.Następnie podziel dobę na 3 równe części. Jedną przeznacz na sen, drugą na pracę przerywaną trzema kwadransami odpoczynku, a trzecią – po równo na obowiązki i przyjemności. Jeśli zrobisz to dobrze, powinno ci zostać dziennie 4 godziny na przyjemności. Zalicza się do nich obiad zjedzony z rodziną lub przyjaciółmi, wizyta u fryzjera, masaż, lektura książki, spacer lub ćwiczenia fizyczne. W czterech godzinach z punktu 3, koniecznie wydziel 15 minut na słodkie nieróbstwo. Zacznij od 3 minut. To i tak sukces, jeśli uda ci się naprawdę nic nie robić. Notuj skrupulatnie swoje osiągnięcia w nicnierobieniu – czas, ilość i rodzaj myśli, które próbowały ci w nim przeszkodzić. Staraj się poprawiać swój wynik. 30 minut dziennie to rekord, do którego dobrze jest dążyć.