Kto był w Hiszpanii, a nie był w Andaluzji, to nie zna prawdziwej Hiszpanii. Trudno bowiem wyobrazić sobie bardziej hiszpański region Półwyspu Iberyjskiego.
Tekst: Katarzyna Sołtyk
Andaluzja to kwintesencja Hiszpanii. Z sześciu najsłynniejszych miast Hiszpanii, trzy leżą w Andaluzji: Sewilla, Kordoba i Grenada ze słynną Alhambrą. Wszystkie najważniejsze symbole Hiszpanii pochodzą właśnie z Andaluzji: fiesta, sjesta, tapas, flamenco, walki byków i manana. A można by ich znaleźć znacznie więcej: barwne płytki azulejos, olśniewające zabytki arabskie i zadziwiające chrześcijańskie katedry, tańczące konie czy wyborne sherry. Największe procesje pokutników podczas obchodów Wielkiego Tygodnia, najhuczniejsze fiesty w każdej, najmniejszej nawet miejscowości. Plaże nad Morzem Śródziemnym i nad Atlantykiem, ośnieżone szczyty Sierra Nevada i ciągnące się aż po horyzont gaje oliwne. A nade wszystko tradycje, w których odbija się niczym w zwierciadle wiele stuleci krzyżowania się ras, narodów i religii, kultury iberyjskiej, mauretańskiej, żydowskiej i cygańskiej.
ŻYJ CHWILĄ I EMOCJAMI
Różnorodność jest największym bogactwem Andaluzji. To kraina o wielu obliczach. Temperament i żywiołowość mieszkańców nie kłóci się ze stoickim podejściem do życia. Zamiłowanie do sjesty z zamiłowaniem do hałasu i zabawy. Uśpione górskie miasteczka tkwią w swojej spokojnej egzystencji w cieniu rozbawionych, nigdy nie zasypiających metropolii, jak Sewilla, w której cisza jest zjawiskiem niepokojącym, a spokój nie istnieje w ogóle.
Najbardziej ekspresyjnym wyrazem charakteru i niezwykłego pojmowania rzeczywistości przez Andaluzyjczyków są korrida i flamenco. Krew byka na piasku i ognisty taniec. Miłość i nienawiść. Ból i namiętność. Słowem – głębokie i gwałtowne emocje przedstawiane z niezwykłym ceremoniałem. O korridzie pisał Hemingway, malował ją Picasso, śpiewała o niej Madonna, inspirowali się nią Dolce&Gabbana. Czasem taniec flamenco przypomina walkę z bykiem, kiedy indziej popisy matadora przed publicznością są niczym ruchy tancerza na estradzie. I choć dzieją się w innej scenerii, na innych arenach, nie sposób traktować je oddzielnie. Jedno i drugie to andaluzyjski styl życia, którego filozofią jest życie chwilą i emocjami.
ZMYSŁOWY TANIEC
Plaże, góry, kościoły i pomniki są wszędzie, ale prawdziwe flamenco jest tylko w Andaluzji – twierdzą lokalni patrioci. Współczesne flamenco zrodziło się na początku XIX wieku z niedoli wypędzonych z Indii Cyganów. Było dla nich tym, czym blues dla czarnych Amerykanów. W tańcu i pieśniach wyrażali ból, radość i miłość. Ale jego korzenie sięgają ponad 2000 lat w przeszłość, kiedy Andaluzja była krainą Fenicjan i Kartagińczyków, kolonią grecką i Imperium Rzymskim, cesarstwem wizygockim i arabskim kalifatem oraz domem dla sefardyjskich Żydów. Każda z tych cywilizacji odcisnęła trwały ślad na muzyce, tańcu i śpiewie południowego regionu Hiszpanii. Na całym życiu jego mieszkańców.
Federico García Lorca twierdził, że flamenco jest głębsze niż wszystkie studnie i morza otaczające świat. Gorętsze niż mury arabskich zamków nagrzanych w palącym słońcu Andaluzji. Piękne, zmysłowe, mistyczne i tajemnicze.
Z podobną pasją podchodzi się tutaj do wierzchowców. Mówi się, że Andaluzyjczyk bez konia jest niczym matador bez mulety, choć dotyczy to głównie prowincji. Słynne andaluzyjskie wierzchowce towarzyszą mieszkańcom we wszystkich pielgrzymkach i fiestach. Najwięcej gromadzi się podczas wielkiej przeprawy przez rzekę Guadalquivir po drodze do El Rocío. Tysiące rumaków wszelkiej maści i rasy robi wrażenie nie tylko na miłośnikach tych zwierząt. Odbywają się tu także festiwale i zawody odwiedzane przez jeźdźców i miłośników z całej Europy, jak na wiosnę Vejer de la Frotera, gdzie przybywa każdego roku ponad 1000 jeźdźców.
Trudno byłoby wyobrazić sobie prowincję Kadyks bez słynnych, białych koni o nieskazitelnej wprost urodzie, sięgających rodowodem 25 tysięcy lat wstecz. Doskonałe do ujeżdżenia, zaprzęgów, tańca, a dawniej również do walki. Kunszt z jakim się poruszają można podziwiać w słynnej Królewskiej Szkole Jazdy w Jerez de la Frontera. Ich występy to już nie pokazy jazdy konnej, to prawdziwa sztuka, a rumaki i ich jeźdźcy – artyści wywołujący w widzach niezwykłe emocje. Zresztą w Andaluzji wszystko wydaje się być niezwykłe.
SJESTA I MANANA
Nawet typowa, hiszpańska manana jest tu wyolbrzymiona do rozmiarów XXL. Manana znaczy jutro, albo rano. Ale jeśli ktoś obiecuje zrobić coś „manana” to bez wątpienia oznacza to bliżej nieokreśloną przyszłość, nie mającą zapewne nic wspólnego z dniem jutrzejszym, a tym bardziej z porankiem. Przyszłość dla większości Hiszpanów to pojęcie dość abstrakcyjne. Składa się na nią nieskończenie wiele dni, w których wszystko da się zrobić… manana. Andaluzyjczycy wiodą w tym prym. Wydaje się, że poznali sekret szczęśliwego życia, zgodnie z którym nie należy martwić się o dzień jutrzejszy, bo liczy się tylko teraźniejszość. Żyją bez pośpiechu, w końcu: ten co żyje szybko, umiera tak samo, jak ten co żyje powoli.
Prawdziwą świętością jest też sjesta. Uważa się nawet, że dzień w Andaluzji służy jedynie temu, żeby dotrwać do wieczora. A potem jest już tylko czas na zabawę, która często trwa wiele godzin i przeciąga się do rana. W Andaluzji nigdy nie pije się ostatniego rozchodniaczka. Głośne wspominanie o końcu imprezy jest bowiem nietaktem. Można natomiast zaproponować penultimo (przedostatniego). Dyskoteki czynne są do 6, 7 dnia następnego, a w drodze powrotnej do domu wstępuje się od razu na śniadanie. Wielodniowe fiesty w Sewilli wymagają nie lada kondycji. W nocy pije się i tańczy, rano bierze kąpiel i idzie do pracy. Koło południa sjesta i przygotowanie do kolejnej nocy. I tak przez wiele dni, miesięcy. Przez cały rok.
CZYTAJ TAKŻE:
NAJPIĘKNIEJSZE MIASTA I MIASTECZKA W ANDALUZJI